Niosący pokój i dobro poprzez wieki...

O. Ignacy Kosmana OFM Conv

W tym roku franciszkanie obchodzą 800-lecie powstania zakonu. W 1209 r. papież Innocenty III zatwierdził Pierwszą Regułę, przedstawioną Stolicy Apostolskiej przez św. Franciszka. W rzeczy samej Ojciec Święty zatwierdził ewangeliczny sposób życia braci, wszak trzeba wiedzieć, że tekst Protoreguły składał się najprawdopodobniej z samych cytatów z Ewangelii. Niestety, pierwotna reguła nie zachowała się do czasów obecnych. Albo inaczej: jest nam wszystkim znana – taką mam nadzieję – gdyż jest nią Ewangelia Pana naszego Jezusa Chrystusa, sposób życia najdoskonalszy. Jak ongiś ów sposób zatwierdził Jezus bez żadnego dokumentu i podpisu, tak 800 lat temu i św. Franciszek zadowolił się jeno ustnym zatwierdzeniem Chrystusowego namiestnika.
Zakon rozwijał się, rzec można, błyskawicznie. Może to nieco dziwić współczesnego człowieka dziś, gdy do klasztornych furt puka na ogół niewielu kandydatów. Dziwiło też społeczeństwa ówczesnej Europy, pełnej różnego rodzaju zakonów i zgromadzeń.
Co takiego oferował światu Biedaczyna z Asyżu, że świat go zaakceptował i pozwolił rozwinąć skrzydła? Sam Franciszek był ubogi, aż do heroizmu biedy stajenki w Rivotorto (pierwotnej siedziby zakonu), i nie mógł dać temu światu „ani srebra, ani złota”. Mógł jednak „w imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka” (Dz 3, 6) dać ludziom pokój i dobro.
Czasy były niespokojne. Ludzkie serce niepokoił brak ducha – czyli Miłości. A bez Miłości nie sposób żyć na tym świecie. Wymyślił więc sobie św. Franciszek, że obdaruje ludzi najpiękniejszymi owocami Miłości – pokojem i dobrem. Niczego nie chciał w zamian. Ślubował „Pani Biedzie” bezwzględne ubóstwo. Ale właśnie dlatego skarby, których „ani mól, ani rdza nie niszczą” (Mt 6, 20) – „pokój i dobro”, skarby Ducha Świętego, otrzymał w obfitości bezmiernej. Taki oto charyzmat darował Bóg nowemu zakonowi.
Franciszek ze swoimi braćmi zaczął zatem rozdawać innym to, co posiadał w nadmiarze. Wkrótce pokój i dobro otrzymały Italia, Galia, Germania, Iberia, Dalmacja, Panonia... Owoce Ducha dotarły także do Polski. Jedenaście lat po śmierci Biedaczyny franciszkanie zawitali do Krakowa. Spieszyło się braciom, jak widać, bardzo, by wszystkie ludy ówczesnego świata otrzymały priorytetem – pokój i dobro Ewangelii.
Niestraszny był synom Serafickiego Ojca Saracen ani Moskal. Z odwagą i pokorą, dzieląc owoce Miłości, dzielili też franciszkanie gorzkie zioła, mirrę narodowego losu. W czasie zaborów z niegdysiejszej potęgi prowincji: polskiej, ruskiej i litewskiej pozostało zaledwie dziewięć klasztorów w Galicji. Stały się ziarnem, które – niczym tamto gorczyczne – wzrosło w wielkie drzewo prowincji franciszkańskiej w odrodzonej Rzeczypospolitej.
O czym, jak nie o pokoju, mogli mówić spadkobiercy Pavarella Polsce okresu międzywojnia? Co, jak nie dobro, mogli ofiarować zranionemu pokoleniu, które dobrze pamiętało pruski batog i zimno Syberii?
Gorliwie przystąpili za o. Maksymilianem do dzieła. Starsi pamiętają tamtych franciszkanów, z „Rycerzem Niepokalanej” pod pachą. Przynosili pokój i dobro pod chłopskie strzechy i do miejskich kamienic. Przynosili z Niepokalanowa. Takich synów Franciszkowych, braci Maksymiliana, pamiętają jeszcze nasi rodzice, dziadkowie. Żarliwych, pełnych zapału i pośpiechu – bo czas trzeba wykorzystać, żeby lampy nie pogasły w lampionach... żebyśmy nie posnęli…
Niepokalanów – dom polskich „przedwojennych” franciszkanów. Ten sam asyski duch, to samo ubóstwo i te same dary Ducha Świętego. Pokój, dobro i miłość – rozdawane pełnymi garściami, „utrzęsionymi i opływającymi w zanadrza nasze” (por. Łk 6, 38).
Co dali franciszkanie Kościołowi, Polsce wczoraj? Odpowiedź nasuwa się sama – dali św. Maksymiliana, Niepokalanów, Rycerstwo Niepokalanej i „Rycerza Niepokalanej”...
Żyjemy u początków XXI wieku. Można więc zadać pytanie: z jaką ofertą – wobec świata, wobec Polski – przychodzą dzisiaj franciszkańscy „komiwojażerowie” do naszych domów? Czy przynoszą nam pokój i dobro? Miłość? Uśmiech? Radość? Sam nie wiem. Wydaje się, że Kościół poszukuje dziś swego miejsca w świadomości współczesnego człowieka. Ten świat zakręcił wszystkim w głowie. Trochę się pogubiliśmy... świat „stracił dawny kurs”.
Ale my – franciszkanie i wszyscy wyznawcy Chrystusa – nie jesteśmy z tego świata. Naszą ojczyzną jest niebo; „uznawszy siebie za gości i pielgrzymów na tej ziemi” (Hbr 11, 13) – do nieba zdążamy. To w istocie najważniejszy powód do radości, ważniejszy niż jubileusze: 70-lecie prowincji czy nawet 800-lecie charyzmatu.
Wydaje się, że franciszkanie dzisiaj najlepiej niosą pokój i dobro w krajach misyjnych: w Ameryce Południowej, Afryce i krajach post-radzieckich. Dlaczego? Być może dlatego, że tam ludzie najbardziej potrzebują ich Dobrej Nowiny. Być może dlatego, że tamte narody przez wiele lat, przez wiele wieków umierały z tęsknoty za Ewangelią, za Chrystusem, za Kościołem. Niespełna dwadzieścia lat temu franciszkańskie ziarna padły na glebę Peru.
Padły i „umarły”, aby wydać owoc. Zginęli od kul terrorystów słudzy Boży: o. Zbigniew Strzałkowski, o. Michał Tomaszek – męczennicy; synowie Prowincji Krakowskiej.
Czy franciszkanie są dziś podobni do swoich współbraci sprzed 800 lat? Czy też zmienili się, bo zmienił się świat…? Może nie są aż tak biedni. Może w ogóle nie są biedni biedą materialną. Ale w pewnym sensie są jednak „biedniejsi”. Żyją w mrokach epoki, a signum temporis jest postępująca materializacja kultury, wypłukanie starej Europy z duchowości. I w takich czasach dewaluacji wszystkiego, co pełne ideału, znowu muszą nauczyć się nieść ludziom pokój i dobro. Radość i miłość. Tego też życzymy wszystkim duchowym synom Biedaczyny w dniach ich święta – podczas jubileuszu 800-lecia franciszkańskiego charyzmatu. Życzymy, by szli na cały świat, niosąc wszystkim narodom pokój, dobro i artyzm dzieci Bożych, pełnych zachwytu światem, który wciąż tak samo śpiewa Bogu PIEŚŃ o Bogu Ukrytym – Pieśń SŁONECZNĄ.

"Niedziela" 40/2009

Editor: Tygodnik Katolicki "Niedziela", ul. 3 Maja 12, 42-200 Czestochowa, Polska
Editor-in-chief: Fr Jaroslaw Grabowski • E-mail: redakcja@niedziela.pl