Konferencja wyśmiewanych naukowców

Artur Stelmasiak

Jeśli fakty nie pasują do teorii, tym gorzej dla faktów - ta parafraza słów Hegla najlepiej ukazuje stan debaty o Smoleńsku. Każdy naukowy fakt podważający oficjalną wersję katastrofy od razu jest wyśmiewany

Ponad stu naukowców wzięło udział w II Konferencji Smoleńskiej, która odbyła się w Warszawie. Reprezentowali oni ośrodki akademickie od Australii, poprzez Polskę i Danię, aż po USA i Kanadę. Wbrew powielanym opiniom, grono naukowców znacznie wykraczało poza zespół parlamentarny, którym kieruje poseł Antoni Macierewicz. I choć referaty poświęcone były wąskim specjalnościom, to jednak praktycznie wszyscy zgodzili się, że z naukowego punktu widzenia raport tzw. Komisji Millera niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. - Podziwiam tych wszystkich naukowców za odwagę i dociekliwość. Wielu z nich ma te cechy, których zabrakło oficjalnym przedstawicielom naszego państwa - mówi „Niedzieli” mec. Małgorzata Wassermann, córka śp. Zbigniewa Wassermanna.

Brzoza złamana przed katastrofą?

II Konferencja Smoleńska podzielona była na cztery specjalistyczne bloki tematyczne. Pierwszy z nich poświęcony był analizie technicznej przyczyn i skutków katastrofy, drugi dotyczył medycyny sądowej, trzeci poświęcony został analizie socjologicznej, a ostatni - prawnej.

Z oczywistych względów największe zainteresowanie budził panel techniczny, na którym prezentowano najnowsze badania naukowców.

- Te cztery zdjęcia satelitarne pochodzą z różnych dni. Na trzech widać złamaną brzozę, a na jednym drzewo jest nieuszkodzone. Taki sam obraz złamanej brzozy widać 11 i 12 oraz 5 kwietnia, czyli prawie tydzień przed tragedią - tłumaczył prof. Chris Cieszewski, prezentując kolejne slajdy satelitarnych fotografii z miejsca katastrofy. Dowodził on, że Tu-154 M nie mógł stracić fragmentu lewego skrzydła po zderzeniu z brzozą, bo drzewo było złamane już trzy dni przed katastrofą. Amerykanin w swojej analizie wykorzystał złożone metody poprawiające jakość zdjęć satelitarnych. Jego dowód wzmacnia również fakt, że pod badaniem podpisało się aż pięciu innych naukowców z University of Georgia. Wielu z nich ma specjalistyczne certyfikaty odczytywania zdjęć satelitarnych dla rządu USA.

Prezentacja prof. Cieszewskiego jest przełomowa. Choć on sam mówi, że do dalszych badań należy pozyskać satelitarne fotografie lepszej jakości niż te dostępne komercyjnie. O takie zdjęcia mogą się jednak starać wyłącznie oficjalne instytucje, a nie prywatne osoby.

Śledczy z Naczelnej Prokuratury Wojskowej (NPW) są sceptyczni wobec wyników badań Amerykanina. Tłumaczą, że dysponują opiniami wydanymi na podstawie zdjęć satelitarnych oraz zeznaniami świadków, którzy mówili, iż brzoza przed 10 kwietnia stała w całości. Niestety, satelitarne fotografie terenu katastrofy, które są w posiadaniu NPW, zostały utajnione. - Sądzę, że prezentacja prof. Cieszewskiego ma wartość dowodową. Mam nadzieję, że prokuratura zaprosi go na spotkanie ze swoimi biegłymi. Możliwe, że dysponuje on technikami odczytywania fotografii, które są lepsze niż te znane w Polsce - mówi „Niedzieli” mec. Piotr Pszczółkowski, pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego.

Kpina ze śledztwa

Dotychczasowa wiedza oficjalnych ekspertów o kluczowych dowodach jest bardzo skromna. Trzeba przypomnieć, że do tej pory polskie instytucje nie mają żadnych wyników badań brzozy i końcówki skrzydła. Jako jedyny argument zespół Macieja Laska pokazuje wyselekcjonowane zdjęcia z miejsca katastrofy. Nikt się jednak nie zastanawiał nad mechanicznym procesem oderwania skrzydła i łamania się brzozy. - Jak walnęło, to się urwało - tłumaczył płk Edmund Klich, który w kwietniu 2010 r. był jednym z nielicznych Polaków dopuszczonych do miejsca katastrofy. Na tym stwierdzeniu zatrzymały się naukowe wywody oficjalnych ekspertów.

Hipotezy „walnięcia” i „urwania” wielokrotnie zostały podważone przez badania prof. Wiesława Biniendy, amerykańskiego naukowca polskiego pochodzenia. Według Małgorzaty Wassermann odpowiedzią właśnie na te badania były późniejsze wyjazdy biegłych z polskiej prokuratury. Eksperci zjawili się w Smoleńsku dwa i pół roku po katastrofie, aby pobrać fragment brzozy oraz drewniane wióry ze skrzydła. Jedno z badań ma wyjaśnić mechanikę domniemanego zderzenia, a drugie wskazać, czy kod DNA z brzozy jest taki sam, jak wióry w skrzydle. - Trzeba jednak pamiętać, że polscy prokuratorzy nie mogą jechać do Smoleńska, aby na miejscu zrobić takie badania, jakie uznają za właściwe - tłumaczy mec. Pszczółkowski. Za każdym razem NPW musi pisać wniosek o pomoc prawną, w którym wskazuje, co i gdzie będzie badała. Zgromadzony materiał dowodowy przekazuje Rosjanom, którzy dopiero po jakimś czasie przysyłają go do Polski.

Taka procedura - zdaniem uczestników konferencji - rodzi wiele wątpliwości co do wiarygodności dowodów. W kuluarach dyskutowano o tym, że badanie kluczowych dla sprawy dowodów trzy lata po katastrofie może mijać się z celem. Sprawdzanie teraz, czy rosyjskie służby wbiły właściwy fragment samolotu w drzewo i czy na skrzydle są odpowiednie wióry, jest kpiną ze śledztwa.

Fałszywe dowody

Większość naukowców uczestniczących w Konferencji Smoleńskiej przychyla się do hipotezy mówiącej o wybuchu. Udowadniał to na podstawie wyliczeń matematycznych i badań symulacyjnych prof. Binienda. Również profesorowie z Politechniki Warszawskiej, Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie oraz Instytutu Technicznego PAN dowiedli, że zarówno układ destrukcji samolotu, rozłożenie jego fragmentów, jak i analiza poszczególnych elementów wraku wskazują na wybuch. Teorię eksplozji poparł także dr Stefan Bramski, długoletni pracownik Instytutu Lotnictwa. - W rozłożeniu szczątków można zauważyć zjawisko separacji aerodynamicznej według ciężaru poszczególnych elementów, co świadczy o tym, że kadłub uległ dezintegracji przed uderzeniem w ziemię - podkreśla dr Bramski.

Ponadtrzyletnie doświadczenie pokazuje, że trzeba skrupulatnie badać i weryfikować niemal wszystkie wyniki raportu komisji Millera i MAK. Główne przyczyny katastrofy mogą okazać się zupełnie inne niż te wskazane w oficjalnych dokumentach.

Równie krytyczne opinie wyrazili uczestnicy zarówno panelu prawnego, jak i medycznego. Emocje wywołało wystąpienie mec. Małgorzaty Wassermann, która mówiła o skandalicznym sposobie przeprowadzenia sekcji zwłok jej ojca. Szczegóły protokołu z ekshumacji są wstrząsające. Rosjanie pozorowali jedynie sekcje, a sporządzone przez nich dokumenty są w 100 proc. fałszerstwem. Najgorsze jest jednak to, że ciała osób oficjalnej delegacji RP zostały sprofanowane. - Śledzionę i serce zamiast w jamie brzusznej miał zaszyte w nodze. Nie umyto zwłok po sekcji, nie zaszyto głowy, pozostawiono otwartą czaszkę w trumnie - czytała Małgorzata Wassermann.

To, co przyszło z Moskwy, w języku prawniczym nazywa się poświadczeniem nieprawdy w dokumencie. Takich spreparowanych protokołów w NPW jest kilkaset. Dotyczą one prawie wszystkich osób, które zginęły w katastrofie. - Prokuratura przyjmuje więc, że w sposób świadomy będzie pracowała na dokumentach poświadczających nieprawdę. W świetle prawa musi ustosunkować się do tych dowodów - tłumaczyła córka ofiary.

„Pseudonaukowcy” z PAN

Konferencję poprzedziły bardzo silne ataki wiodących mediów w Polsce. Od tygodni próbowano zdyskredytować sens dyskusji i oczernić profesorów. Mainstreamowe media nie zająknęły się nawet na temat kwalifikacji oraz dorobku intelektualnego osób, które były w jej komitecie naukowym. A są to ludzie najwyższej naukowej próby, członkowie najbardziej prestiżowej instytucji w Polsce, którą jest Polska Akademia Nauk. Tylko za to, że odważyli się zająć katastrofą, prorządowi dziennikarze okrzyknęli ich „wariatami” i „pseudonaukowcami”. Pytanie: Jeśli w PAN nie ma prawdziwych naukowców, to gdzie oni są?

Socjolog dr Barbara Fedyszak-Radziejowska szuka analogii, która pokazuje obecną sytuację. Przypomina, że obecna władza wywierała już bardzo dużą presję na Instytut Pamięci Narodowej oraz Uniwersytet Jagielloński po tym, jak ukazały się krytyczne publikacje o przeszłości Lecha Wałęsy. - Gdy nie udało się wywrzeć bezpośredniego wpływu na IPN, przeprowadzono atak medialny na całe środowisko naukowe - mówi „Niedzieli” Fedyszak-Radziejowska. - Naiwnością było sądzenie, że takie naciski i ataki mogą dotyczyć tylko nauk społecznych i historycznych. Kiedy okazało się, że nauki ścisłe i techniczne dotykają spraw politycznych, to zastosowano dokładnie taki sam mechanizm.

Niebezpieczeństwo tej sytuacji dostrzega także prof. Piotr Gliński, socjolog z PAN. - Stworzono mechanizm, w którym społeczeństwo zaczęło się bronić przed katastrofą smoleńską. Sprawa smoleńska zaczęła być przedmiotem presji, a zajmowanie się tym tematem ma być uważane za niemodne i stanowić dowód oszołomstwa - zauważa prof. Gliński.

* * *

Dorota Skrzypek

wdowa po śp. Sławomirze Skrzypku, prezesie NBP

- Jak Pani ocenia dorobek naukowców prezentowany na konferencji?

- Kłaniam się nisko wobec ich wiedzy i dorobku naukowego, ale przede wszystkim podziwiam ich za odwagę. Oni są dla mnie przykładem ludzkiej uczciwości i honoru.

- Czy po 10 kwietnia 2010 r. spodziewała się Pani, że będzie uczestniczyła w konferencji, która jest obiektem takich ataków?

- Nie. Tego nie było nawet w najczarniejszych snach. Dosyć długo wierzyłam w to, że moje państwo zadba o swoich obywateli. Wyjaśni okoliczności ich śmierci. Choć teraz już trochę przywykłam, to mam nadzieję, że nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Nie można zaakceptować rzeczywistości, w której kłamstwo podaje się jako prawdę. Do tej sytuacji nie możemy się przyzwyczaić, bo oznaczałoby to koniec naszej walki o normalność.

- Czuje się Pani zawiedziona państwem polskim?

- I to bardzo. Myślałam, że państwo opiekuje się swoimi obywatelami zarówno za życia, jak i po ich śmierci.

- Na początku nie było Pani w gronie rodzin, które tak stanowczo domagają się wyjaśnienia katastrofy. Skąd ta zmiana?

- Byłam naiwna. Przez pierwszy rok wierzyłam, że polskie władze zrobią wszystko, by tę katastrofę wyjaśnić. Przejrzałam na oczy, gdy zobaczyłam brak reakcji na kłamstwa raportu MAK. Później było już tylko gorzej.

Rozmawiał Artur Stelmasiak

* * *

Grzegorz Januszko

ojciec śp. Natalii Januszko, stewardesy

Mamy ogromny dług wdzięczności wobec profesorów, którzy poświęcają swój czas i pieniądze, aby badać przyczyny katastrofy. Szkoda, że media w Polsce nie patrzą na ręce władzy, ale zajmują się nagonką na środowiska naukowe. Ostatnio mocno atakują niefortunną wypowiedź prof. Rońdy. Gdy oni zarzucają mu kłamstwo i blefowanie, to ja pytam: Czym były wypowiedzi min. Ewy Kopacz o starannie wykonanych sekcjach zwłok czy przekopywaniu ziemi w Smoleńsku? Dlaczego mówiła, że nie można otwierać w Polsce trumien? Dziennikarze powinni ją zapytać: Czy były to seryjne kłamstwa, czy blef?

(as)

"Niedziela" 44/2013

Editor: Tygodnik Katolicki "Niedziela", ul. 3 Maja 12, 42-200 Czestochowa, Polska
Editor-in-chief: Fr Jaroslaw Grabowski • E-mail: redakcja@niedziela.pl