„Arabska Wiosna”

Niespełnione marzenie demokratyzacji świata islamu

Rewolucje, które od dwóch lat wstrząsają krajami północnej Afryki i Bliskiego Wschodu, spowodowane były pragnieniem wolności i sprawiedliwości. Z „arabską wiosną” łączono także wielkie nadzieje na demokratyzację tej części świata. Niestety, z upływem czasu rodzą się coraz większe wątpliwości co do wykorzystania odzyskanej wolności – czy posłuży ona do stworzenia państw demokratycznych, czy raczej zostanie wykorzystana do zaprowadzenia reżimów totalitarnych, tym razem islamskich, gdzie obowiązywać będzie prawo szariatu. Jaki byłby los chrześcijan i innych mniejszości religijnych w tego typu reżimach? Poza tym w świecie arabskim pozostaje ciągle aktualny problem, o którym wspomniał Benedykt XVI w swym przemówieniu w Regensburgu, a mianowicie problem stosunku islamu do przemocy i terroryzmu.
O tych ważnych, również dla Europy, argumentach rozmawiałem z prof. Valentiną Colombo, islamologiem z Uniwersytetu Europejskiego w Rzymie. (W. R.)

WŁODZIMIERZ RĘDZIOCH: – Jak to się stało, że „arabska wiosna”, która była wyrazem dążeń mas arabskich do prawdziwej wolności, została wykorzystana przez siły islamskie, często fundamentalistyczne, by zagarnąć władzę?

PROF. VALENTINA COLOMBO: – Wszystko zaczęło się w Tunezji w styczniu 2011 r., gdy młody mężczyzna Muhammad Bouazizi podpalił się w proteście przeciwko tragicznej sytuacji ekonomicznej kraju i utracie pracy. Demonstracje po jego śmierci odbywały się pod hasłem: „Wolność, sprawiedliwość i praca”. Na ulicach stolicy demonstrowali młodzi ludzie, którzy chcieli lepszego życia i nadziei na przyszłość. Od tego momentu, a więc jeszcze przed ucieczką ówczesnego tunezyjskiego prezydenta Ben Alego, Yusuf Qaradawi – teolog Bractwa Muzułmańskiego, szejk telewizji satelitarnej Al Jazeera oraz przewodniczący Rady Europejskiej ds. Fatw i Badań z siedzibą w Dublinie – zaczął głosić, że walka w Tunezji przeciwko „niewiernemu” dyktatorowi to prawdziwy dżihad, święta wojna; w ten sposób usprawiedliwił protesty z religijnego punktu widzenia, w perspektywie zgodnej z ideologią Bractwa Muzułmańskiego. Gdy „rewolucja” przeniosła się na plac Tahrir w Kairze, była już całkowicie w rękach ruchu założonego przez Hassana al-Bannę (założyciel Bractwa Muzułmańskiego – przyp. W. R.). W Egipcie w czasie reżimu Mubaraka działalność tego Bractwa była oficjalnie zakazana, chociaż w praktyce tolerowana. Natomiast w czasie „rewolucji lotosu” (tak nazywano rewolucję egipską) to już ono manipulowało tłumami i kierowało protestami. Pomimo to w Egipcie pojawiają się żądania państwa „obywatelskiego”, a co za tym idzie – demokratycznego, a nie islamskiego.

– Problem w tym, że w porewolucyjnych wyborach zwyciężyły siły polityczne przeciwne wizji państwa demokratycznego i świeckiego...

– Niestety, radość i entuzjazm z odzyskanej wolności po upadku Ben Alego i Hosni Mubaraka minęły po ogłoszeniu wyników pierwszych wolnych wyborów w obu krajach. W Tunezji ruch Al Nahdha, związany z Bractwem Muzułmańskim, któremu przewodzi Rachid al-Ghannouchi, uzyskał 37,4 proc. głosów, co zapewniło mu w Parlamencie 89 miejsc na 217. W Egipcie Partia Wolności i Sprawiedliwości, polityczne ramię Bractwa Muzułmańskiego, osiągnęła 37,5 proc., a al-Nour Party, partia salafitów, tzn. islamu ultrakonserwatywnego, 27,8 proc. Innymi słowy – dzięki wolnym wyborom do władzy doszedł polityczny islam. Te siły islamskie doprowadziły do opracowania nowych konstytucji, gdzie „odwieczne zasady islamu” (w przypadku Tunezji), i szariat (w przypadku Egiptu) są źródłem prawa. Abstrahując jednak od aspektów konstytucyjnych, trzeba podkreślić, że jeżeli chodzi o wolność obywateli, to niewiele się zmieniło. W Tunezji np. przeszliśmy z cenzury reżimu do cenzury w imię islamu. Dochodzi do tego, że dzisiejszych opozycjonistów nazywa się wrogami Boga. Również status kobiet w Tunezji, chroniony przez Kodeks z 1956 r., jest zagrożony przez rząd islamski, dla którego tekstem odniesienia jest Koran i szariat, według którego w najlepszym przypadku kobieta warta jest połowy mężczyzny.
Z tych i wielu innych powodów „wiosna arabska”, za przyzwoleniem Zachodu, stała się dla obywateli Egiptu i Tunezji prawdziwą „zimą”.

– Jaka jest sytuacja w Egipcie, w którym doszło do władzy Bractwo Muzułmańskie, a prezydent Morsi został okrzyknięty „islamskim faraonem”?

– Dojście do władzy Bractwa Muzułmańskiego przekształca Egipt w najbardziej islamski kraj w rejonie Morza Śródziemnego. Bractwo Muzułmańskie, których członków określa się często jako „umiarkowanych ekstremistów”, sprytnie zawładnęło władzą dzięki przekonaniu Zachodu, że będzie ono respektować system demokratyczny. Podczas kampanii wyborczej np. z symbolu jego partii usunięto wszelkie odniesienia do islamu i Koranu, zastępując je słowami „wolność” i „sprawiedliwość”, które są atrakcyjne i łatwe do zrozumienia. Niestety, trzeba pamiętać, że chodzi o wolność i sprawiedliwość w rozumieniu islamskim.
Nie należy zapominać, że w herbie Bractwa Muzułmańskiego widnieją Koran, dwie skrzyżowane szpady i słowo „Przygotujcie”, co odpowiada incipitowi wersetu 60. z sury „Łupy” (sura – rozdział Koranu): „Przygotujcie przeciwko nim, ile możecie sił oddziałów konnicy, którymi moglibyście przerazić wroga Boga i wroga waszego, jak również innych, którzy są poza nimi, a których wy nie znacie”.
Wybór pierwszego po Mubaraku prezydenta w osobie kandydata Bractwa Muzułmańskiego, Mohammeda Morsiego, potwierdza, że mamy do czynienia z „wiosną”, ale islamską. Świadczy on także o milczącej zgodzie rządów zachodnich na działania ruchu Bractwa Muzułmańskiego.
W swym uspokajającym orędziu do narodu Morsi potwierdził zamiar zbudowania narodu „demokratycznego i nowoczesnego, na bazie konstytucyjnej”. Niestety, jest to sprzeczne z tym, co głosił w czasie kampanii wyborczej, gdy np. przed studentami z Uniwersytetu w Kairze powtórzył motto Bractwa Muzułmańskiego: „Prorok jest naszym przywódcą, Koran jest naszą konstytucją, dżihad jest naszą drogą, a śmierć w imię Boga jest naszym pragnieniem”. Morsi również powiedział: „Dziś możemy wprowadzić prawo szariatu, ponieważ tylko dzięki islamowi i prawu szariatu nasz naród może dojść do dobrobytu. Bractwo Muzułmańskie i Partia Wolności i Sprawiedliwości osiągną te cele”. Teraz trzeba się zastanowić, czy prawdziwe są jego słowa jako kandydata w wyborach, a teraz prezydenta. Domniemane umiarkowanie Morsiego i Bractwa Muzułmańskiego sprowadza się – jak to często potwierdzał ich mentor Yusuf Qaradawi – do umiaru w stosowaniu prawa szariatu i osiągnięcia ostatecznego celu, czyli islamskiego państwa. Niestety, Bractwo Muzułmańskie, gdy raz doszło do władzy, łatwo jej nie odda. Gdy Zachód zda sobie z tego sprawę, będzie już za późno.

"Niedziela" 4/2013

Editor: Tygodnik Katolicki "Niedziela", ul. 3 Maja 12, 42-200 Czestochowa, Polska
Editor-in-chief: Fr Jaroslaw Grabowski • E-mail: redakcja@niedziela.pl