Cud Wisły w cieniu anty-Katynia

Sławomir Błaut

Rosjanie nigdy nie pogodzili się z porażką w 1920 r., najpierw była zemsta na Polakach w Katyniu, potem propaganda anty-Katynia – oszczerstw wobec Polaków o rzekomym mordowaniu jeńców z Armii Czerwonej w 1920 r.

Wojna o pamięć trwa. Nie możemy jej lekceważyć. Chodzi o ustawiczne przypominanie prawdy o wojnie polsko-bolszewickiej 1919-21 – dalekiej od zakłamanej wersji naszych wschodnich sąsiadów, od mitu anty-Katynia o „mordowaniu” przez Polaków jeńców z Armii Czerwonej, którego stworzenie było dyktowane potrzebą chwili, kiedy to na fali demokratycznych przemian – w 1990 r. Związek Radziecki musiał ujawnić prawdę o zbrodni katyńskiej. Kremlowscy propagandyści, dla przeciwwagi Katynia, ujawnili „prawdę” o rosyjskich jeńcach z 1920 r., którzy mieli zostać zabici przez Polaków. Sprawę nazwano anty-Katyniem. To „odkrycie” dokonane na rozkaz Kremla zaowocowało jeszcze jednym porażającym terminem: „sprawiedliwej zemsty” za śmierć rosyjskich jeńców 1920 r. – jak zaczęto od tamtej pory określać w Moskwie zbrodnię katyńską.
Kreml tym zabiegiem niejako odwrócił intencje. Sowiety już nie były w Katyniu mścicielem za porażkę w 1920 r., ale za mordowanie wziętych wówczas do niewoli czerwonoarmistów (motyw zemsty za przegraną wojnę z lat 1919-21 jest wymieniany przez historyków wśród trzech głównych motywów zbrodni katyńskiej). Zemsta, rewanż może być motorem politycznych decyzji, przykładem tego są hitlerowskie Niemcy, które powstały i weszły na ścieżkę wojny, bazując na idei rewanżu za przegraną wojnę światową i upokarzający dla nich werdykt traktatu wersalskiego. Dla Lenina i Stalina klęska w wojnie z Polską była wielkim upokorzeniem, przekreśliła plany podboju Europy już w 1920 r. Sowieci, napadając na II Rzeczpospolitą 17 września 1939 r., mieli przygotowane listy osób, które należy aresztować; byli to po części Polacy walczący z bolszewikami w latach 1919-21. Po wojnie, którą zakończył traktat ryski z 18 marca 1921 r., Polska była dla Sowietów nie tyle „złym sąsiadem”, ile śmiertelnym wrogiem. Nie mogli o tym tak po prostu zapomnieć. I nie zapomnieli.

Wojna o wszystko

Wrogość sowieckiej Rosji wobec Polski miała wiele przyczyn. Są one powszechnie znane. Dość powiedzieć, że chcąc mieć suwerenne państwo, Polska nie miała innego wyjścia, jak walczyć na śmierć i życie z Sowietami. Konflikt polsko-sowiecki z lat 1919-21 rozpoczął się bez oficjalnego wypowiedzenia wojny. Kiedy okupacyjne wojska Niemiec, pokonanych w I wojnie światowej, ustąpiły z obszarów na wschód od Bugu, zaczęły na te tereny napływać wojska bolszewickiej Rosji i wojska polskie. Do pierwszego starcia doszło w połowie lutego 1919 r. nad Niemnem. Jednocześnie na Kresach Polacy toczyli boje z Ukraińcami. W kwietniu nasze wojska zajęły Wilno, jesienią Piłsudski zawarł rozejm z Leninem. Dał wolną rękę do rozprawy z białymi. Naczelne dowództwo armii białych odmawiało uznania niepodległości Polski. Dla nas odrodzenie się carskiej Rosji, popieranej przez Wielką Brytanię i Francję, byłoby klęską. Dopiero w styczniu 1920 r. nasze wojska znów ruszyły. Zajęły Dyneburg, co pozwoliło uzyskać bezpośrednią łączność z zaprzyjaźnioną Łotwą. W tym czasie Piłsudski bezskutecznie próbował utworzyć wspólny front państw będących w stanie wojny z Rosją Sowiecką. Nie powiodły się także plany utworzenia federacji Polski, Litwy, Ukrainy i Białorusi. W tej sytuacji Piłsudski podjął ryzyko wojny prewencyjnej, by wyprzedzić atak sowiecki na Polskę. Rzeczpospolita zdołała wzmocnić swoje siły. 25 kwietnia 1920 r. ruszyła ofensywa Piłsudskiego na Kijów. Jej celem militarnym było rozbicie głównych sił Armii Czerwonej skierowanych przeciwko Polsce, celem politycznym – stworzenie wolnego państwa ukraińskiego, które miało zabezpieczać Rzeczpospolitą przed agresywnym rosyjskim sąsiadem. Na czele państwa ukraińskiego miał stanąć ataman Semen Petlura, który zawarł z Polską układ sojuszniczy. Ani cel militarny, ani cel polityczny nie zostały zrealizowane. Do konfrontacji z głównymi siłami radzieckimi w ogóle nie doszło, ponieważ błędnie rozpoznano ich położenie, natomiast Petlura nie uzyskał szerszego poparcia wśród Ukraińców. Kiedy Piłsudski dotarł nad Dniepr i Berezynę, wybuchła euforia, jednak w niedługim czasie nasze wojska znalazły się w odwrocie. 4 lipca 1920 r. rozpoczęła się wielka ofensywa bolszewicka na całym, kilkusetkilometrowym Froncie Zachodnim, tzw. pochód nad Wisłę. Głównodowodzącym wojsk, jakie miały uderzyć na Warszawę, był marszałek Michaił Tuchaczewski. Tuż przed ofensywą Sowieci rozwinęli antypolską akcję propagandową w krajach Zachodu, która osiągnęła swój cel. Rzeczpospolita musiała liczyć na własne siły, alianci nie przyszli jej z pomocą.

Sami, a jednak silni

W sierpniu 1920 r. Sowieci dotarli na przedpola Warszawy. W krytycznych dniach Piłsudski udał się do Anina, gdzie samotnie rozważał sytuację. Po powrocie do Belwederu wydał rozkaz realizacji śmiałego planu, autorstwa własnego i gen. Tadeusza Rozwadowskiego. Plan, który udało się utrzymać w tajemnicy (wpadł on w ręce Rosjan, ale uznali go za fałszywy) i niemal w stu procentach wykonać, polegał na zaskoczeniu bolszewików – pewnych już swojego sukcesu – manewrem oskrzydlającym i uderzeniem na ich tyły doborowych polskich jednostek. Wydzielone oddziały Wojska Polskiego zajęły pozycje wyjściowe nad Wieprzem i stąd dokonały kontruderzenia. Jednocześnie reszta naszej armii dla zmylenia zaatakowała główne siły bolszewików na przedmościu stolicy i nad Wkrą. Tak zaczęła się Bitwa Warszawska, zwana Cudem nad Wisłą albo Cudem Wisły, jak pisał Adam Grzymała-Siedlecki. Nasze wojska liczyły ok. 1 mln żołnierzy. Wielu wśród nich było ochotnikami. Atutem naszej strony było złamanie przez polskich kryptoanalityków kluczy szyfrowych Armii Czerwonej, dzięki czemu dowództwo Wojska Polskiego uzyskiwało na bieżąco bezcenne informacje o ruchach wojsk wroga i sile poszczególnych formacji. Polskie Biuro Szyfrów zagłuszało także rozkazy, jakie wydawał przez radio Tuchaczewski. Przyczyniło się to m.in. do wyłączenia z udziału w Bitwie Warszawskiej całej doborowej 4. Armii bolszewickiej. Między 12 a16 sierpnia Wojsko Polskie stoczyło ciężkie boje z Armią Czerwoną pod Radzyminem i Ossowem (tu zginął ks. Ignacy Skorupka, kapłan, który z krzyżem w ręku zagrzewał do walki młodych ochotników), o Nasielsk, pod Kockiem oraz pod Cycowem. Sowieci zostali zmuszeni do odwrotu. Kolejne bitwy 1920 r. – białostocka i pod Komarowem, a następnie wielka bitwa niemeńska przypieczętowały nasz sukces militarny. Niektórzy historycy, niepotrzebnie wykraczając poza metodologię tej nauki, twierdzą, że cudu nie było. Fakt, że byliśmy lepiej niż Sowieci przygotowani, sprawy do końca nie wyjaśnia i nie rozstrzyga; zwycięstwo nie było sprawą z góry przesądzoną. Pod Warszawą zdołaliśmy odwrócić losy wojny. Polacy – jako naród wierzący – na klęczkach błagali Boga o ratunek. Zwycięstwo, odniesione – jak wierzymy – za sprawą Opatrzności, jest świętowane przez naród 15 sierpnia, w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (Matki Bożej Zielnej).

Sprawa anty-Katynia

W czasie wojny w latach 1920-21 Polacy wzięli do niewoli ok. 110 tys. Rosjan, których zgromadzono w obozach jenieckich. Z tej liczby zmarło od 16 do 18 tys. Powodem ich śmierci były głównie złe warunki bytowania, epidemie, brak żywności i leków. Jednak nikt tych jeńców nie prześladował. Prawie 66 tys. z nich po wojnie wróciło do Rosji. Ok. 25 tys. odmówiło powrotu i pozostało w Polsce. Tyle fakty, ustalone i opublikowane przez uczciwych i rzetelnych historyków polskich i rosyjskich. Moskwa woli kłamstwo, ukute na polecenie Michaiła Gorbaczowa. Radziecki przywódca, świadomy, że nie uda się dłużej ukryć prawdy o Katyniu, zlecił akcję mającą oczernić Polaków. Od 1993 r. do dziś trwa swoisty festiwal reżimowych „historyków”, którzy prześcigają się w nadinterpretacjach faktów dotyczących jeńców rosyjskich w Polsce. Antypolska propaganda w Rosji wzmaga się w czasie kolejnych rocznic katyńskich. Jednym z jej przejawów było umieszczenie tablicy w Strzałkowie, mówiącej o rzekomym okrucieństwie Polaków sprzed 90 lat. Kreml ma w tym swój interes. Póki mit anty-Katynia ma się dobrze, póty może mówić o „wspólnym żalu i wzajemnym przebaczeniu”; nigdy nie powie prawdy, nie powie o ludobójstwie w Katyniu, bo za tym słowem kryją się niesława dumnej, imperialnej Rosji i… procedura odszkodowawcza.

"Niedziela" 33/2011

Editor: Tygodnik Katolicki "Niedziela", ul. 3 Maja 12, 42-200 Czestochowa, Polska
Editor-in-chief: Fr Jaroslaw Grabowski • E-mail: redakcja@niedziela.pl