Ukochać Afrykę

Z ks. Kazimierzem Kieszkiem i ks. Cezarym Wieczorkiem, misjonarzami ze Stowarzyszenia Misji Afrykańskich, rozmawia ks. Ireneusz Skubiś

Ks. inf. Ireneusz Skubiś: – Należą Ojcowie do Stowarzyszenia Misji Afrykańskich. Prosimy o kilka słów o tym Stowarzyszeniu.

Ks. Kazimierz Kieszek: – Jest to katolickie zgromadzenie misyjne, założone w Lyonie przez francuskiego biskupa Melchiora de Maríon-Brésillac w 1856 r. typowo dla kontynentu afrykańskiego, gdzie Chrystus – a zarazem nauka ewangeliczna – nie był jeszcze znany. Swą działalność Stowarzyszenie rozpoczęło w Sierra Leone – to nieduży kraj w Afryce Zachodniej, między Wybrzeżem Kości Słoniowej, Mali a Liberią – ale, niestety, po trzech miesiącach nasz założyciel z całą ekipą zmarli na żółtą febrę. Wtedy nie było jeszcze żadnych leków ani szczepionek. Można powiedzieć, że to byli pierwsi męczennicy afrykańscy.

– Ale Stowarzyszenie istnieje...

– Na pewno jest to kwestia wiary. Trzeba pamiętać, że nasz założyciel powierzył Stowarzyszenie Matce Bożej z Fourviere. I byli następcy. Po kilku latach Augustin Planque, który podjął rozpoczęte dzieło, z następną ekipą udał się do Afryki, do Królestwa Dahomeju – dzisiejszego Beninu.

– Czy Ojciec też był w Beninie?

– Byłem w Beninie, wprawdzie niedługo, tylko gościnnie, bo mamy tam rok formacyjny dla naszych kleryków. Pracuję zasadniczo w Togo. To maleńki kraj w Afryce Zachodniej, do I wojny światowej kolonia niemiecka, później byli tam misjonarze niemieccy, a następnie Francuzi z Alzacji.

– Ile diecezji liczy Kościół w Togo?

– Jest tam siedem diecezji – były cztery, ale Ojciec Święty Jan Paweł II powołał trzy nowe. Mamy misjonarzy z różnych stowarzyszeń. W Togo jest nas ok. 25, a całe Stowarzyszenie liczy ok. 800 ojców.

– Czy posługujecie też na Wybrzeżu Kości Słoniowej?

– Tak, ale Wybrzeże Kości Słoniowej tak doskonale się rozwija, że są tam już trzy wyższe seminaria. Niektóre diecezje już nie potrzebują misjonarzy, są samodzielne. Na północy są jeszcze diecezje misyjne, ale południe już jest samowystarczalne.

– Powiedział Ojciec, że jest Was ok. 800. Gdzie jeszcze pracują Ojcowie?

– Część jest już z pewnością na zasłużonej emeryturze, a część pracuje, począwszy od Wybrzeża Kości Słoniowej, przez Ghanę, Togo, RPA po Nigerię, gdzie jest wielu misjonarzy. Jesteśmy także w Demokratycznej Republice Konga (przedtem to był Zair) oraz w Zambii, Tanzanii i Kenii. Te kraje ewangelizowane są przez naszych misjonarzy.

– Czy w krajach, w których Ojcowie pracują, są muzułmanie? Jaka kultura tam przeważa, francuska czy jeszcze inna?

– Muzułmanów jest raczej niewielu, w części zachodniej islam obejmuje 15 proc. społeczeństwa. Jeśli chodzi o kulturę, to w byłych koloniach francuskich dominuje kultura francuska, inaczej jest w koloniach angielskich. To są dwie cywilizacje. Myślę, że francuskie kolonie są bardziej rozwinięte. Francuzi zostawili dużo szkół, zbudowali drogi, sprowadzili wielu misjonarzy. W krajach anglofońskich wielkim niebezpieczeństwem są sekty. Przychodzą z Ameryki, z Anglii i po prostu dzielą Kościół. Afrykańczykowi trudno je odróżnić, dla niego to jest Kościół, a Kościół to Bóg. Sekty zdobywają nowych członków na bazie biedy, rozdają jakieś drobne upominki, np. koszulki, i w ten sposób ich werbują. W krajach frankofońskich też działają sekty, ale Kościół jest bardzo silny.

– Czy Ojciec kocha Afrykę?

– Bardzo kocham Afrykę i bardzo Afryce współczuję. Byłem tam ponad 20 lat, ale ze względu na malarię lekarz powiedział mi, że na minimum 3 lata muszę wycofać się ze strefy malarycznej.

– Co Ojciec chciałby zrobić dla Afryki na misji afrykańskiej?

– Chciałbym przede wszystkim uczulić nasze społeczeństwo, nasz Kościół, że Kościół afrykański jest Kościołem przyszłości. Funkcjonuje u nas stereotyp Afrykańczyka jako człowieka leniwego, a przez to niejako człowieka trzeciej kategorii. Pamiętajmy jednak, że nie jest łatwo żyć w takim klimacie. To nie jest lenistwo, to jest po prostu zmęczenie. Większy wysiłek i od razu przychodzi choroba, przychodzi malaria. Trzeba uwrażliwiać ludzi, że to jest nasz brat – taki sam człowiek stworzony przez Pana Boga jak ja. Afrykańczyk cierpi za swoją skórę, za to, że jest czarny. On już z tego powodu ma kompleksy, do których przyczynili się także koloniści. Pamiętamy, że lansowano nawet poglądy, że Czarny nie ma duszy. To przecież nie jest jego wina, że się urodził w Afryce.
Kościół afrykański potrzebuje pomocy nie tylko materialnej, ale i tej duchowej, potrzebuje kontaktów, potrzebuje kształcić swoich seminarzystów tutaj, w Europie. Jako społeczeństwo Afrykańczycy na pewno potrzebują więcej sprawiedliwości. Tego, byśmy rzetelniej interesowali się Afryką, ich problemami. To są kraje, które nie są wolne, są rządzone przez reżimy, dyktatury. W niektórych z nich prezydent jest bogatszy niż cały kraj, a ogromna korupcja „zjada” im całą pomoc, jaką otrzymują z Europy, od Unii Europejskiej. Afryce pomagają też rozmaite organizacje, tzw. humanitarne, ale faktem jest, że jeżeli pomoc nie idzie przez Kościół, to do celu dochodzą tylko resztki. Widzi się nieraz przedstawicieli tych organizacji, którzy jeżdżą superluksusowymi samochodami, otrzymują wysokie pensje i czasem dadzą jakiś zeszyt czy ołówek. Ich administracja połyka fundusze pomocowe. I to bardzo boli. Widzimy też, że jeżeli pomoc idzie przez jakieś zgromadzenie czy inne kościelne formy, to dociera do adresatów i wówczas zostaje sprawiedliwie podzielona między ludzi najbardziej potrzebujących, opuszczonych. Ale Kościół daje tym ludziom przede wszystkim nadzieję, mówi, że Chrystus kocha właśnie tych najuboższych, bo wiadomo, że chrześcijaństwo jest religią ubogich.

– W jakich dziedzinach najbardziej potrzeba pomocy?

– Mojemu sercu bliscy są przede wszystkim klerycy. Pochodząc z rodzin bardzo biednych, nie mają żadnej pomocy. Przeciwnie – gdy przyjeżdżają na wakacje do swojego biednego domu, cała rodzina czeka, żeby im coś przywieźć. Potrzeba nam zatem pomocy. W Polsce jest coraz bardziej popularna tzw. adopcja dzieci na odległość. To piękna idea, polegająca na pomocy konkretnemu dziecku w jego wychowaniu i edukacji. W Afryce istnieje też problem wody, studni w wioskach. Ja sam wybudowałem ich kilka, te studnie nie są aż tak drogie, chodzi o to, żeby ulżyć biednej kobiecie, która często kilka kilometrów idzie po wodę. Poza tym trzeba wciąż podnosić świadomość tych prostych ludzi, którzy są manipulowani.

– Co w doświadczeniach afrykańskich było Ojca największą radością?

– Bardzo się cieszyłem, że na Wielkanoc miałem nieraz ponad sto chrztów ludzi dorosłych, którzy odnaleźli Chrystusa i byli szczęśliwi, że są w Kościele, że wiedzą, co to jest dobro, a co zło, że wiedzą, co to jest braterstwo, rodzina. Przykład tego dawała parafia, która tworzyła jedną rodzinę. Nie ma biednego czy bogatego – jest brat. Bywało tak, że na terenie parafii miałem kilka plemion, zawsze wtedy starałem się tworzyć braterstwo, budować świadomość, że jesteśmy wszyscy braćmi, a Bóg jest naszym Ojcem, który nas kocha, mimo że jesteśmy biedni. On jest obok nas i tak samo cierpi jak my.

– 29 czerwca 2009 r. w Suwałkach odbywała się uroczystość 150. rocznicy śmierci założyciela Waszego Stowarzyszenia – bp. Melchiora de Maríon-Brésillac. Co Ojcowie chcieliby powiedzieć naszym Czytelnikom z okazji tej pięknej rocznicy?

– Zaprosiliśmy wszystkich, którzy są wrażliwi na cierpienie, ból, nędzę ludzką i głód do solidarności z narodami Afryki. W tej chwili co trzecie dziecko afrykańskie cierpi z powodu głodu, a musimy wiedzieć, że tam ludzie jedzą raz dziennie. Może żyjmy trochę oszczędniej, wiedząc, że są inne wspólnoty kościelne, które potrzebują naszej pomocy. Kiedyś to do nas przyszli pierwsi misjonarze, teraz powinniśmy spłacić dług wdzięczności, bo Kościół jest kontynuacją misji. Bardzo chcielibyśmy uwrażliwić nasze społeczeństwo, że Kościół Chrystusowy jest jeden, że tam gdzieś daleko, w Afryce, mój czarny brat cierpi z głodu...

– W jaki sposób możemy Wam pomóc?

– Jeśli chodzi o adresy – mamy dwa domy w Polsce: Dom Formacyjny w Borzęcinie Dużym k. Warszawy (ul. Warszawska 826, 05-083 Zaborów) i Dom Rekolekcyjny w Piwnicznej-Zdroju (Śmigowskie 42, 33-350 Piwniczna-Zdrój). Mamy doskonałe ekipy ludzi młodych, energicznych, dynamicznych, ze stażem w Afryce, ale te domy trzeba administrować, a więc po kilku latach w Afryce wracają znowu na kilka lat do Polski. Każdy, kto się poczuwa do odpowiedzialności za dzieło misji w Afryce, może przejść odpowiednią formację i wspomóc naszą pracę. Oczywiście, misja nie jest przygodą, misja jest powołaniem. Jadąc tam, trzeba dać z siebie wiele i zostawić po sobie jakiś ślad.

– Będzie Ojciec teraz proboszczem w parafii katedralnej w Kairze. Czy będzie także obejmował opieką duszpasterską Polaków, którzy tam się znajdują?

– Tak. Byłem już w ambasadzie egipskiej i wiem, że jest tam m.in. dużo Polek, które wyszły za mąż za muzułmanów. Czasami są one w bardzo trudnej sytuacji. Jest tam też emigracja polska, jak w każdym kraju, ta starsza i ta młoda. Zamierzam w każdą niedzielę wieczorem sprawować dla nich Mszę św., a później próbować organizować coś w rodzaju agapy, żeby ci ludzie mogli się poznać, żeby mogli pomagać sobie w różnych sytuacjach. Taka jest moja idea.

– Zwracam się teraz do ks. Cezarego Wieczorka, który jest dyrektorem powołaniowym SMA i zajmuje się animacją misyjną. Gdzie w Polsce macie swoją bazę?

Ks. Cezary Wieczorek: – Baza nasza, jak już wcześniej wspomniał ks. Kazimierz, znajduje się w Borzęcinie Dużym. To stamtąd staramy się wyjeżdżać nie tylko na parafie z dziełem misyjnym, ale przede wszystkim wychodzić na spotkanie młodych ludzi, w szczególny sposób w szkołach, by ukazywać im Afrykę przez poznanie jej kultury. Organizujemy m.in. wystawy, które stają się także nośnikiem ewangelizacji oraz pozwalają poznać drugiego człowieka, tak przecież różnego i często wydaje się, że obcego, ale przecież bliskiego.

– Czy Ojciec był w Afryce?

– Byłem na jej zachodnim wybrzeżu, w Togo. Widziałem przede wszystkim wielkie potrzeby ewangelizacyjne. I wiem, że choćby wiele organizacji pomagało materialnie, to żadna nie zastąpi Kościoła, który otwiera ludzi na coś więcej niż chleb – na życie wieczne. Moim pragnieniem jest, żeby każdy miał możliwość karmić się Eucharystią. Ale żeby mógł się nią karmić, musi usłyszeć słowo Boże; żeby mógł otworzyć się na dar wiary, musi usłyszeć o Dobrej Nowinie.

– Widzi Ojciec zatem ogromny sens pracy powołaniowej i ta praca, jak rozumiem, bardzo Ojca cieszy...

– My możemy dać tylko informację, że jeżeli ktoś czuje, że wzywa go Bóg, że chce posłużyć się nim jako narzędziem do pracy misyjnej w Afryce, to są takie drzwi: „Stowarzyszenie Misji Afrykańskich”, by to pragnienie realizować. Wiele jest osób, które chcą pomagać Afryce, jednak wyobrażają sobie, że pojadą tam na okres miesiąca czy dwóch z jakąś akcją, a potrzebna jest dłuższa obecność, by jeszcze bardziej poznać żyjącego tam człowieka i nieść mu Chrystusa. Oczywiście, staramy się też realizować różnego rodzaju projekty edukacyjne, np. „Matematyka dla życia” (doktor matematyki wyjeżdża do Tanzanii i prowadzi zajęcia z matematyki) czy projekty zdrowotne. Można więc w rozmaity sposób angażować się w pomoc misyjną, jako misjonarz świecki czy wolontariusz.

– Czy Wasze Stowarzyszenie ma odpowiedniki żeńskie, z którymi bliżej współpracuje?

– Przy Misji Afrykańskiej powstało 10 zgromadzeń żeńskich dla ewangelizacji Afryki. Co prawda w Polsce żadne z nich nie jest obecne, ale w jednym z tych zgromadzeń – Sióstr Misjonarek Katechetek Serca Jezusowego, które powstało we Francji, jest już jedna polska siostra zakonna po ślubach wieczystych, pochodząca z diecezji ełckiej. Jeżeli więc któraś z dziewcząt odczyta w sercu powołanie do ewangelizacji Afryki, to również dla niej takie drzwi istnieją, choć dziś trzeba wyjechać do Francji, aby odbyć formację zakonną. Ewentualny i najprostszy nasz adres kontaktowy to: animacja@sma.pl.

– Bóg zapłać za spotkanie i rozmowę.

"Niedziela" 33/2009

Editor: Tygodnik Katolicki "Niedziela", ul. 3 Maja 12, 42-200 Czestochowa, Polska
Editor-in-chief: Fr Jaroslaw Grabowski • E-mail: redakcja@niedziela.pl