Pomagamy dzieciom z Gruzji

Artur Stelmasiak

W swym krótkim życiu już doświadczyły wojny, już wiedzą, czym jest ludzka rozpacz i cierpienie. Mowa o chorych dzieciach z Gruzji, których wojna odarła ze wszystkiego. Świat czeka na ich uśmiech, a dzieci – na naszą pomoc

Ekaterina Beruashvili do niedawna mieszkała w niewielkiej miejscowości pod Cchinwali w Osetii Połudiowej. Była typową 13-latką. Uwielbiała bawić się, tańczyć, miała wielu przyjaciół. Dobrze rysuje, maluje i gra na fortepianie, w nauce – najlepsza w klasie. Jej ojciec był nauczycielem, a mama Makvala pracowała w przedsiębiorstwie handlowym w Gori. Poza tym mieli dom na wsi i trochę ziemi. Jak na gruzińskie warunki, radzili sobie całkiem dobrze. – Nie byliśmy bogaci, ale niczego nam nie brakowało. Byliśmy szczęśliwi i wdzięczni za to, co nam Bóg dał – wyznaje Makvala Beruashvili.
O tym, co wydarzyło się w sierpniu, mówią z trudem. Gdy zadaję kolejne pytanie, widzę, jak kobiecie stają łzy w oczach. – Gdy wkroczyli Rosjanie, musieliśmy uciekać. Teraz w naszej wsi nie ma już ani jednego Gruzina... Nie ma już naszego domu... I nie mamy dokąd wracać – mówi kobieta przez łzy.
Dodatkowo czarę goryczy przechyliła decyzja Kremla. Kiedy władze Rosji ogłosiły niepodległość Osetii, ich dom (a raczej gruzy, które z niego pozostały) znalazł się po drugiej stronie barykady. A na całym obszarze Osetii Południowej doszło do czystek etnicznych. Praktycznie wszyscy Gruzini zostali wypędzeni i nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie miało się to zmienić.
Mimo to Makvala Beruashvili nie traci nadziei na powrót w rodzinne strony. – Ta wiara łączy wszystkich Gruzinów. To chyba nasza narodowa cecha – tłumaczy Gvantsa Ratianii-Rogony, asystentka Ambasadora Gruzji w Polsce.

Uśmiech losu

Rodzina Beruashvili, uciekając przed rosyjskim frontem, schroniła się w obozie dla uchodźców w stolicy Gruzji. Tam po tej wielkiej tragedii po raz pierwszy do dziewczynki uśmiechnął się los. Podczas pamiętnej wizyty w Tbilisi grupę dzieci uchodźców zaprosił do Polski prezydent Lech Kaczyński. Wśród nich na pokładzie jednego z rejsów rządowego samolotu znalazła się także Ekaterina Beruashvili.
Gorzów Wielkopolski przyjął młodych Gruzinów z otwartymi sercami. Organizatorzy i sponsorzy dwoili się i troili, aby dzieci choć przez chwilę zapomniały o wojennej traumie. Podczas pobytu wszystkie dzieci przeszły rutynowe badania. I tu ponownie zaczęły się ciężkie chwile dla rodziny Beruashvili. Okazało się bowiem, że ich jedyne dziecko jest ciężko chore. Ekaterina ma wrodzoną wadę serca. Konieczna jest operacja, bez tego dziewczynka ma przed sobą co najwyżej 10 lat życia. – To schorzenie w polskich warunkach jest wykrywane rutynowo tuż po urodzeniu – tłumaczy Małgorzata Gosiewska, która w Kancelarii Prezydenta Kaczyńskiego koordynuje pobyt gruzińskich dzieci.
Wówczas pojawiło się pytanie, czy operować dziewczynkę w Polsce, czy odesłać chorą do Gruzji, gdzie w obecnej sytuacji są nikłe szanse na wyleczenie. I wreszcie – kto zapłaci za operację? – Tu znów Kancelaria Prezydenta stanęła na wysokości zadania. Dała na ten cel 30 tys. złotych – mówi Gvantsa Ratianii-Rogony.

Ekaterina znów się śmieje

Przed operacją do Polski przyjechała także mama chorej Ekateriny. Operacja się powiodła. A specjaliści z Centrum Zdrowia Dziecka po raz kolejny udowodnili swoją klasę. Ekaterina znów się śmieje, a na jej ciemne brązowe oczy powrócił młodzieńczy blask i zapał do życia. – Teraz wiem, że Pan Bóg nawet najtrudniejsze chwile rozświetla promieniami dobra. Paradoksalnie, dzięki tym wszystkim tragediom, które nas spotkały, córka jest zdrowa. Kto może wiedzieć, jaki byłby finał tej choroby, gdyby nie trafiła w ręce polskich specjalistów – mówi. W oczach matki widać, jak rysuje się wielkie szczęście i wdzięczność. Rozmawiając ze mną, dziękowała lekarzom, obsłudze, prezydentowi, ambasadzie Gruzji w Polsce oraz wszystkim Polakom.

Widział śmierć ojca

Podczas pierwszego konfliktu z Osetią wielka tragedia dotknęła Temuriego Machmeaszfiliego. W latach 90. kilkuletniego wówczas chłopca samotnie wychowywał ojciec. Razem z babcią mieszkali w bardzo niespokojnym regionie na północ od Gori. Zbrojne utarczki partyzanckie i wojskowe były dla nich codziennością. Rodzina, podobnie jak u wielu miejscowych Gruzinów, nauczyła się z tym żyć. Do czasu aż wydarzyła się tragedia.
Pewnego dnia nad podwórkiem, gdzie bawił się mały Temuri, przeleciał samolot. Po chwili na ich gospodarstwo spadła bomba. To był najczarniejszy dzień w niedługim życiu chłopca, bowiem na własne oczy zobaczył śmierć ojca. A sam prawie zupełnie stracił słuch.
Chłopcu została tylko ukochana babcia, a babci – tylko wnuk. Na domiar złego w sierpniu tego roku znów zaczęła się wojna. Babcia z już 15-letnim Temurim musiała uciekać. Oboje znaleźli się w obozie dla uchodźców. Stamtąd chłopiec przyjechał do Polski z grupą gruzińskich dzieci. Spędził wakacje w Ustrzykach Dolnych.

Już nigdy nic nie usłyszy?

Obecnie Temuri Machmeaszfili wraz z babcią mieszka u rodziny pochodzenia gruzińskiego w Lublinie. – Pamiętam, jak odbierałem ich z lotniska. Zapytałem: – A gdzie jest wasz bagaż, jakaś walizka? Okazało się, że cały ich majątek to ubranie, które noszą na sobie – mówi Jacek Piasecki, który pilotuje sprawę Temuriego.
Po badaniach lekarskich okazało się, że jest szansa dla Temuriego, światełko w tunelu. Po konsultacjach z wybitnym polskim specjalistą, prof. Henrykiem Skarżyńskim, okazało się, że słuch chłopca można uratować. – Profesor zgodził się nawet operować za darmo. Musimy tylko pokryć koszt implantu, czyli potrzebujemy ok. 60 tys. złotych – tłumaczy Małgorzata Gosiewska. Jeżeli chłopiec nie zostanie teraz poddany operacji, to – zdaniem lekarzy – w ciągu kilku lat może stracić słuch bezpowrotnie.

Otwórzmy serca

Całą sprawę chłopca nadal pilotuje Kancelaria Prezydenta. – Jednak w naszym budżecie nie ma już środków na pokrycie kosztów kolejnej operacji – wyjaśnia Gosiewska. Tym bardziej, że do Gruzji płyną kolejne zaproszenia dla dzieci i pewnie takich przypadków będzie więcej. Dlatego też Kancelaria Prezydenta, Caritas Polska, dziennik „Rzeczpospolita” oraz Tygodnik Katolicki „Niedziela” organizują wspólną akcję zbiórki pieniędzy na leczenie Temuriego. – Pomóżmy chłopcu znów się uśmiechać! – apeluje Gosiewska.
O. Zdzisław Świniarski z „Caritas Polska” udostępnił na naszą akcję specjalne konto, gdzie czytelnicy mogą wpłacać pieniądze. – Prosimy wszystkie otwarte serca. Jeżeli wpłynie więcej ofiar niż potrzeba na operację chłopca, to pomożemy innym dzieciom z Gruzji – apeluje o. Świniarski. Ekaterina Beruashvili została już wypisana ze szpitala. Jeszcze przez kilka tygodni wraz z mamą zostanie w Polsce. Musi bowiem chodzić na kontrolę. Dziewczynka jednak już tęskni za swoją ojczyzną, Gruzją. Choć nie ma gdzie wracać, to jednak wie, że tam jest jej dom... bez domu. – Co ci się najbardziej podobało w naszym kraju? – pytam. – Wszytko! – z wdzięcznym uśmiechem odpowiada Ekaterina. – A co szczególnie? – Polacy, im przecież najwięcej zawdzięczam – dodaje.

Pomóżmy!
Osoby i instytucje, które chcą włączyć się w akcję pomocy poszkodowanym, mogą dokonywać wpłaty na konto:
CARITAS POLSKA
ul. Skwer Kard. Wyszyńskiego 9
01 -015 Warszawa
Bank PKO BP SA 70 1020 1013 0000 0102 0002 6526
z dopiskiem: „Dzieci Gruzji”

"Niedziela" 40/2008

Editor: Tygodnik Katolicki "Niedziela", ul. 3 Maja 12, 42-200 Czestochowa, Polska
Editor-in-chief: Fr Jaroslaw Grabowski • E-mail: redakcja@niedziela.pl