Miłość nigdy nie umiera

Krzysztof Tadej

Życie Karoliny i Ryszarda Kaczorowskich to przykład wielkiej, wspaniałej miłości. Blisko 60 lat byli małżeństwem. Ich znajomi mówili o nich: „Kto dzisiaj potrafi tak kochać? Dla nich wspaniała, romantyczna miłość jest tak oczywista jak to, że człowiek oddycha!”. Aż nadszedł 10 kwietnia 2010 r.

W katastrofie samolotu pod Smoleńskiem zginęło 96 osób. Wśród nich Ryszard Kaczorowski – ostatni Prezydent RP na Uchodźstwie, rezydujący w Londynie. Jego żona, Pierwsza Dama Karolina Kaczorowska opowiada mi o niewyobrażalnym bólu, jaki przeżyła. I spytała: – Jak teraz żyć? Jak żyć bez tej miłości, bez powietrza?

„Dla Polski mógłbym zginąć”

Dla Ryszarda Kaczorowskiego i jego żony zaproszenie na uroczystości w Katyniu miało wyjątkowe znaczenie. Była to 70. rocznica zbrodni na Polakach. Przez wiele lat rodacy na emigracji walczyli o upamiętnienie poległych i wskazanie tych, którzy mordowali. Prezydentowa Kaczorowska jednak nie poleciała z mężem. Wspomina: – Byłam po kilku operacjach. Nie mogłam długo stać, musiałam często odpoczywać. Powiedziałam mężowi, że nie dam rady. Ale on ciągle mnie namawiał. Mówił: „Jedźmy razem. To będzie mój ostatni wyjazd, ja przecież też nie mam siły. Więcej już nie pojadę!”. A ja znowu odpowiadałam: „Rysiu, nie dam rady, nie mogę, nie wytrzymam tylu godzin”. Mąż poprosił nawet córkę, żeby wpłynęła na zmianę mojej decyzji. Ale ja naprawdę nie byłam w stanie. Później powstał pomysł, że mąż poleci do Katynia z córką Jagodą. Ona jest obywatelką Wielkiej Brytanii i gdy przyleciała z ojcem do kraju, to okazało się, że Ambasada Rosyjska w Warszawie nie może jej dać wizy jako obywatelce brytyjskiej bez specjalnej zgody Moskwy. Mąż powiedział swym współpracownikom, że w tej sytuacji córka zostanie w Warszawie i nie poleci. Wcześniej mąż prosił córkę o wypełnienie formularzy, żeby uzyskać polski paszport. Ale, dwukrotnie lecąc do Polski, zapomniała zabrać tych dokumentów i nie miała polskiego paszportu. Wtedy mąż się tym denerwował, a ja dzisiaj odczytuję to jako działanie Opatrzności Bożej. Gdyby córka miała wtedy polski paszport, to też by zginęła.

Mąż wyjechał z Londynu w czwartek 8 kwietnia. Już w Polsce, podczas kolacji u kuzynki, syn szwagra, Przemek, spytał: „Wujku, a co ty byś zrobił dla Polski?”. Jak mi przekazano, Ryszard odpowiedział: „Dla Polski? Jak trzeba by było zginąć, to mógłbym zginąć”.

Ostatni raz zadzwonił w piątek 9 kwietnia. Był na kolacji u biskupa polowego Wojska Polskiego Tadeusza Płoskiego. Było tam w sumie 6 osób. I wie Pan, że z tych 6 osób 12 godzin później żyła tylko córka Jagoda? Tylko ona nie poleciała do Katynia...

Ból

10 kwietnia 2010 r., sobota. To miał być kolejny zwykły dzień. Rano Karolina Kaczorowska planowała wyjść na pocztę, później zrobić zakupy i wrócić do domu, żeby zobaczyć transmisję z uroczystości w Katyniu. Ale tuż przed wyjściem włączyła telewizor. – Podano wiadomość o katastrofie samolotu z prezydentem Polski na pokładzie. I za chwilę, że wszyscy zginęli... – wspomina. Ze wzruszeniem dodaje: – „Przecież to nie mogło się stać!” – pomyślałam. Nerwowo przerzucałam kanały. Niestety, w angielskich stacjach potwierdzano tę szokującą informację. Trudno opisać ból i cierpienie. Dla mnie jakby świat się zatrzymał. Na co dzień jestem osobą bardzo wrażliwą. Przy jakimś wzruszeniu często płaczę. Ale wie Pan, po tej katastrofie przeżyłam wewnętrzny wstrząs, że przez pół roku nie byłam w stanie uronić ani jednej łzy. Najgorsze były noce. Ciągle śnił mi się samolot. Przewracał się i wylatywały z niego piłki, jabłka, jakieś owoce... Budziłam się i do rana nie byłam w stanie zasnąć.

Dzięki wierze przetrwałam ten okres. Potem przyszły też bardzo trudne chwile, gdy pojawiła się informacja, że ciała ofiar zostały zamienione. Błagałam Pana Boga, żeby odnaleziono ciało męża. Mówiłam w modlitwie: „Panie Boże, już o nic więcej nigdy nie będę prosić, tylko teraz proszę, żeby odnaleziono męża”.

W 2012 r., w wyniku ekshumacji ofiar katastrofy i po badaniach DNA, odnaleziono ciało byłego Prezydenta RP rezydującego w Londynie. Pogrzeb Ryszarda Kaczorowskiego odbył się ponownie, 3 listopada 2012 r., w Warszawie i jego ciało spoczęło w Świątyni, Opatrzności Bożej.

Tułaczy los

Losy Karoliny i Ryszarda Kaczorowskich to przykład, z jakim cierpieniem spotykali się Polacy w XX wieku.

Pani Karolina została wywieziona na Syberię w lutym 1940 r., jako mała dziewczynka, wraz z całą rodziną wyrwano ich z rodzinnego domu w okolicach Stanisławowa. – Straciliśmy wszystko. Gdyby nie wiara, to nie wiem, czy byśmy przetrwali – wspomina Karolina Kaczorowska. Jej tata został aresztowany i trafił do łagru. Matka i brat zostali zmuszeni do niewolniczej pracy. Mała dziewczynka została praktycznie sama, wśród obcych ludzi. Dopiero po traktacie Sikorski-Majski w 1941 r. przyszła Pierwsza Dama, wraz z armią gen. Andersa, trafiła na Bliski Wschód, a później wraz matką do Ugandy w Afryce, do specjalnego obozu dla polskich uchodźców. W tym czasie ojciec i brat, którym także udało się wydostać z nieludzkiej ziemi, walczyli w Armii Andersa. Po zakończeniu wojny, dopiero w 1948 r., cała rodzina spotkała się w Wielkiej Brytanii i zaczęła budować na emigracji „polskie życie poza Polską”. Karolina Kaczorowska została nauczycielką.

W celi śmierci 100 dni

Ryszard Kaczorowski urodził się w 1919 r. Od najmłodszych lat, jeszcze przed 1939 r., angażował się w harcerstwo. W czasie wojny tworzył Szare Szeregi w Białymstoku. W 1940 r. został aresztowany przez Sowietów i skazany na karę śmierci. Jego rodziców również aresztowano i wywieziono na Syberię. Kaczorowski spędził w celi śmierci 100 dni. Każdego dnia oczekiwał na wykonanie wyroku. „Nic nie było w celi oprócz betonowej podłogi. Ze współwięźniami musieliśmy przetrwać głód i zimno. Nie było koców, łóżek. Biegaliśmy po celi, a w nocy rozkładaliśmy kartki z aktu oskarżenia i na nich spaliśmy” – wspominał po latach. Po 100 dniach karę śmierci zamieniono na 10 lat łagrów w kopalni na Kołymie. Odzyskał wolność po podpisaniu układu Sikorski-Majski i razem z Armią gen. Andersa przeszedł szlak bojowy 2. Korpusu Polskiego. Walczył m.in. o Monte Cassino, Bolonię i Ankonę.

Harcerska miłość

Pytam Karolinę Kaczorowską, jak poznała męża. Czy była to miłość od pierwszego wejrzenia? Opowiada o „polskim” Londynie po zakończeniu wojny. Było tam wielu Polaków, którzy nie wracali do kraju. Gdyby to zrobili, zostaliby aresztowani. – I wtedy każda Polka wyszła za mąż! Wszyscy panowie prawili komplementy: Jaka pani ładna, jak pani przypomina mi moją siostrę. Było to takie nudne, banalne. A Ryszard tak nie mówił. I to mi się u niego od razu spodobało – opowiada Karolina Kaczorowska. – Poznaliśmy się dzięki harcerstwu. Imponował mi we wszystkim. Nigdy nie powiedział o nikim złego słowa. Tak zachowywał się do końca życia. Ze wszystkimi dobrze żył. Prawy katolik i patriota. Był bardzo grzeczny, elegancki. I ważne dla nas były takie same wartości – patriotyzm, miłość do Polski, wiara katolicka. Pokochaliśmy się i zdecydowaliśmy się na ślub.

„Polska poza Polską”

Ślub odbył się 19 lipca 1952 r. Przez wszystkie lata życia państwo Kaczorowscy angażowali się w działalność społeczną polskiej emigracji. Współtworzyli „Polskę poza Polską” – organizacje, parafie, szkoły, instytucje kulturalne, naukowe, społeczne, kombatanckie, polityczne, harcerskie. – Dla męża harcerstwo było wszystkim – podkreśla Karolina Kaczorowska. – Przez ponad 20 lat był przewodniczącym Związku Harcerstwa Polskiego poza Granicami Kraju. Nigdy nie zabraniałam mu tej pracy społecznej. Wiedziałam, że jeśli musi jechać w związku ze zjazdami harcerskimi do Stanów Zjednoczonych czy Kanady, to jest to ważniejsze niż rodzinny urlop nad morzem – dodaje. – Te polskie pasje zaszczepiliśmy obu córkom, a one wnukom.

Karolina Kaczorowska również angażowała się w działalność społeczną. Uczyła w szkołach parafialnych, które powstawały dla Polaków w Wielkiej Brytanii. Były to prywatne inicjatywy, utrzymywane z pieniędzy polskiej emigracji rozsianej po całym wolnym świecie. W szkołach zakładano również drużyny harcerskie. – Normalnie pracowaliśmy cały tydzień, a wolny czas przeznaczaliśmy na działalność społeczną. To dla mnie i męża było czymś oczywistym – wspomina.

Prezydent na Uchodźstwie

19 lipca 1989 r. nieoczekiwanie w Londynie zmarł prezydent RP rezydujący w Londynie, Kazimierz Sabbat. Na swego następcę, zgodnie z Konstytucją Kwietniową z 1935 r., wyznaczył Ryszarda Kaczorowskiego, który był w tym czasie ministrem ds. krajowych w Rządzie Rzeczypospolitej premiera Edwarda Szczepanika rezydującym w Londynie. – Była to rocznica naszego ślubu. Jak co roku, byliśmy w teatrze. Gdy z niego wychodziliśmy, mąż został zawiadomiony o śmierci prezydenta Sabbata. Od razu w nocy odbyło się zaprzysiężenie na „Zamku” – w londyńskiej siedzibie prezydentów RP. Pamiętna data – w Polsce prezydentem PRL został w tym samym dniu gen. Wojciech Jaruzelski, a w Londynie prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej mój mąż.

Najpiękniejsze chwile

Kiedy pytam panią Karolinę o najpiękniejsze chwile, to bez wahania mówi o odzyskaniu przez Polskę niepodległości i suwerenności w 1989 r. – Nikt z mojego pokolenia nie spodziewał się, że za naszego życia zobaczymy jeszcze wolną Polskę. Pamiętam, jak przyjechaliśmy do kraju. Mąż przekazywał insygnia prezydenckie II Rzeczypospolitej. I to były najpiękniejsze chwile. Najpierw na płycie lotniska, po 50 latach stanęłam na polskiej ziemi po raz pierwszy i usłyszałam polski hymn. To jedna z najpiękniejszych chwil życia. Nie zapomnę też nigdy, jak pięknie zachował się prezydent Lech Wałęsa. Kiedy nastąpiło przekazanie insygniów prezydenckich na Zamku Królewskim w Warszawie – w przedwojennej rezydencji prezydentów – na początku przemówienia powiedział: „Po 50 latach prezydent Polski wrócił do domu!”. Razem z mężem mieliśmy łzy w oczach.

Karolina Kaczorowska opowiada również o innej pięknej chwili sprzed kilku lat, tuż po katastrofie. – Mój wnuk przyszedł do mnie, objął mnie i powiedział o mężu: „Dziadziuś życia nie zmarnował. Nawet zginął dla Polski”. Byłam zaskoczona. To były dla mnie najważniejsze słowa po katastrofie. On, młody człowiek wychowany poza Polską, zrozumiał, że wszystko, co mój mąż robił, robił dla Polski. I te słowa są dla mnie potwierdzeniem, że mąż nie zawiódł i że rzeczywiście życia nie zmarnował – mówi Karolina Kaczorowska.

W tekście wykorzystałem fragmenty rozmów z Karoliną Kaczorowską z 2012 r. i fragmenty wywiadu, który przeprowadziłem z Pierwszą Damą do programu „Notacje” w TVP. Tekst autoryzowany przez Panią Prezydentową w marcu 2017 r.

„Niedziela” 15/2017

Editor: Tygodnik Katolicki "Niedziela", ul. 3 Maja 12, 42-200 Czestochowa, Polska
Editor-in-chief: Fr Jaroslaw Grabowski • E-mail: redakcja@niedziela.pl