O uczciwość w dyskusji

KS. IRENEUSZ SKUBIŚ

Słuchałem kiedyś w godzinach wieczornych dyskusji w radiu na temat obecności krzyża w Sejmie. Wśród przedstawicieli różnych ugrupowań był m.in. Roman Kotliński z Ruchu Palikota, który powiedział, że posłowie, którzy wieszali krzyż w Sejmie, byli „po pijaku”. Oburzyła się na to posłanka Jadwiga Wiśniewska (PiS) i wywiązała się dość stanowcza wymiana myśli na ten temat. Oczywiście, stwierdzenie p. Kotlińskiego było kłamstwem, ubliżył on posłom, którzy zawiesili krzyż w Sejmie. Znam spośród nich m.in. p. posła Tomasza Wójcika i sądzę, że powinni oni złożyć skargę na p. Kotlińskiego. Nie można bezkarnie przekazywać publicznie kłamliwych informacji, bo powoduje to niepowetowaną szkodę społeczną.

Zaciera się stopniowo odpowiedzialność za wypowiadane słowo, zwłaszcza gdy dotyczy ono osób publicznie szanowanych, którym odbiera dobre imię. W prawidłowo działającym systemie prawnym winna funkcjonować za to skuteczna odpowiedzialność karna. Ale chciałbym się skoncentrować przede wszystkim na odpowiedzialności moralnej. Dobrze by było, gdybyśmy byli bardziej wyczuleni na to wszystko, co dzieje się w mediach. Często dziennikarz prowadzący audycję dla zasady przytakuje, potwierdzając tym jednak pewne niesprawdzone opinie, ale to on jest odpowiedzialny za to, co idzie w eter. Prowadzący rozmowę powinien pomagać ludziom w rozstrzyganiu, gdzie jest prawda i jak ona naprawdę wygląda. Tymczasem najczęściej preferuje się w mediach ludzi, którzy są umotywowani politycznie - często jedna i ta sama osoba przewija się w wielu stacjach telewizyjnych, rozgłośniach radiowych czy w prasie - a inni, o zdaniu zgoła przeciwnym lub przedstawiciele katolickiej wizji problemu, nie są dopuszczani do głosu, są zagłuszani lub pomijani w z góry założonej puencie. Często od razu wiadomo, jak będzie wyglądać zapowiadane spotkanie - jeżeli wezmą w nim udział np. przedstawiciele Ruchu Palikota czy feministki, będzie to program nasączony nienawiścią do Kościoła, nieprzebierający w słowach, które ubliżają i uniemożliwiają zdrową dyskusję. Ale sam program będzie barwny, dynamiczny i na pewno osiągnie się nim jedno: większą oglądalność. Tylko czy o taką misję mediów chodzi?...

Staje się teraz modna m.in. ideologia „gender”, forsująca społeczno-kulturowe podejście do płci - w odróżnieniu od biologicznego - i przejawiająca się w postaci ostrej walki ruchów feministycznych o tzw. prawa kobiet. Szczególnie w sferze medialnej dochodzi do złośliwych i krzykliwych polemik, czego wszyscy jesteśmy świadkami. Widać też stronniczość dziennikarzy, ludzie o odmiennym zdaniu nie są dopuszczani do głosu lub zostają zakrzyczani. Wielokrotnie stwierdzają później, że czują się zaszczuci przez prowadzących i nie będą brać udziału w tego typu programach, bo to po prostu nie ma sensu. A wystarczy przyjrzeć się programom publicystycznym w Telewizji Trwam czy w Radiu Maryja, by zauważyć, jak inaczej prowadzi się tam rozmowy, z jaką kulturą i szacunkiem dla rozmówców ze strony prowadzącego.

Musimy uczyć się kultury rozmowy, szczególnie dyskusji politycznej. Musimy też nauczyć się oceniać ludzi nie po wyglądzie, ale za merytoryczną wypowiedź w danej dziedzinie, za szczerość w rozmowie i autentyczne poszukiwanie prawdy. Bo takie mamy normy moralne. O naszej rzeczywistości nie może decydować polityk o co najmniej dziwnych zapatrywaniach, o wielu sprawach rozstrzyga przecież prawo Boże, prawo naturalne, biologiczne. Jednak rewolucja, jakiej stajemy się świadkami, tzw. rewolucja genderowa, niosąca ze sobą nową ideologię seksualności, wkracza nawet w samo nazewnictwo: ojciec nie znaczy już ojciec, matka to nie matka, kobieta to nie kobieta, są tylko punkty A i B. W Szwecji chcą już nawet ustanowić jeden sposób załatwiania swoich potrzeb fizjologicznych, żeby nie było rozróżniania płci. Dochodzi do jakiegoś zwariowania społecznego usankcjonowanego prawem, nastaje jakaś nienormalność. Te nowe ideologie są popierane przez ogromny kapitał i stoją za nimi ruchy antychrześcijańskie. Ostatnie wydarzenia na ulicach Paryża pokazały jednak, że gdy ateistyczny prezydent Francji zaproponował legalizację związków partnerskich oraz adopcję dzieci przez takie związki, spotkał się z negatywną reakcją. Prawie milionowa rzesza demonstrantów powiedziała: NIE! Ludzie widzą, że nowe filozofie prowadzą donikąd. Powinniśmy to zauważyć także w Polsce.

W 2006 r. wydaliśmy w Bibliotece „Niedzieli” przetłumaczoną z języka włoskiego przez Karola Klauzę książkę pt. „Wojna z chrześcijaństwem”. Jej autorki - Eugenia Roccella i Lucetta Scaraffia pokazują, jak Unia Europejska i ONZ walczą z chrześcijaństwem. Zachęcam do tej wyjątkowej lektury. Ta ideologia przychodzi bowiem dziś do Polski i musimy właściwie się do niej ustosunkować.

Walka z krzyżem, walka z Kościołem w Polsce, która się rozpoczęła, nie jest przypadkowa. Człowiek zdezorientowany, przyjmujący wszelkie nowości ufnie i bezkrytycznie może zostać bardzo skrzywdzony i może to rzutować na jego rozróżnienie dobra i zła. Musimy więc powrócić do podstawowych znaczeń w naszym słownictwie, mających swe źródło w prawie naturalnym i biologii człowieka. Chodzi o to, byśmy nie ulegli głupocie lub interesom możnych tego świata, lecz opierali się na tym, czego uczy Kościół, co zawarte jest w prawie Objawionym. Wierność Kościołowi i jego nauczaniu zachowa człowieka, rodzinę, zachowa świat.

"Niedziela" 6/2013

Editor: Tygodnik Katolicki "Niedziela", ul. 3 Maja 12, 42-200 Czestochowa, Polska
Editor-in-chief: Fr Jaroslaw Grabowski • E-mail: redakcja@niedziela.pl